Kasia z worqshop.pl napisała na swoim blogu o pozytywnych rzeczach, jakich doświadczyła tego lata. Spytała o ulubieńców swoich czytelników. Pomyślałam sobie, że to dobra okazja do tego, żeby spojrzeć na tę do połowy pełną szklankę. Szczególnie, że dzięki depresji w ostatnim roku o wiele za często patrzyłam na życie w czarnych barwach. A zawsze, zawsze są choć małe promyczki szczęścia. Przeczytaj, jak wyglądało moje lato 2017 przez różowe okulary.
Ostatnie dwa–trzy miesiące były dla mnie z jakiegoś powodu czasem głównie niskiej energii. Jednak od początku czerwca, gdy poczułam, że mogę być sobą i się realizować, w tym tworząc i pisząc ten blog, mimo niskiej energii czułam się spokojna. Poniżej znajdziesz moje wyjątkowe chwile z tego mijającego już lata. A może podzielisz się ze mną swoimi?
Start tego bloga

To absolutny przełom dla mnie. Coś co dodało mi skrzydeł. Coś, co czekało od dawna, żeby zostać odkryte. :-) Ten blog to takie moje miejsce, które mogę kształtować tak, jak chcę. Jak podpowiada mi dusza. A jednocześnie miejsce, gdzie mogę dawać innym dużo dobrego. Brakowało mi tego bardzo. Teraz czuję, że się spełniam, a głowę mam pełną pomysłów na to, jak to miejsce będzie się dalej rozwijać i co jeszcze będę mogła Wam zaoferować.
Pierwsza rocznica ślubu z moim Ukochanym Mężem Miłoszem

Zapewne będzie to przebój każdego kolejnego lata, ale wiadomo… pierwszy raz jest zawsze wyjątkowy. Ten zbiegł się akurat z konferencją See Bloggers, jednak nie przeszkodziło nam to w świętowaniu. A rocznicę obchodziliśmy w sumie chyba przez miesiąc.
Najpierw sami we dwoje, potem w gronie Krewnych i Znajomych Królika (kto czytał Kubusia Puchatka, niech napisze w komentarzu, jaki był jego ulubiony bohater). To był ulubieniec sam w sobie.
Jestem raczej niezłą domatorką i nie lubię długich imprez ani spotkań towarzyskich. Najlepiej czuję się w rozmowie w cztery oczy. Tymczasem mam wokół siebie kilkoro takich ludzi, którzy sprawiają, że czas się zatrzymuje i magicznie zapominam o swoim introwertyzmie.
Dzięki nim nasze grillowe świętowanie w ogrodzie zamieniło się w magiczną imprezę bez końca. Bo niemal 11 godzin świętowania to dla mnie coś wyjątkowego! Oczywiście nie obyło się bez pysznych potraw z grilla i nie tylko. Na naszych przyjaciołach zawsze można pod tym względem polegać, a i my uwielbiamy pichcić.
Gdy natomiast wydawało się, że imprezka już przymiera, wyciągnęliśmy nową planszówkę, właściwie to karciankę – Tajniacy Obrazki (znasz?), którą dostaliśmy w prezencie z okazji właśnie rocznicy. Okazała się być strzałem w dziesiątkę. Jeśli nie znasz, to gorąco polecam. Taka dawka śmiechu, jak przy tej grze, to był najlepszy prezent, jaki mogliśmy dostać.
A to wcale nie był koniec „obchodów”. Świętowanie rozciągnęliśmy jeszcze na dwa kolejne spotkania, podczas których pojawiły się różne pyszne nowości – kulki zdrowia wg Kingi Paruzel i dyniowe kluski śląskie (hit!).
Mam najwspanialszych przyjaciół pod słońcem! ?

Gotowanie w domu
Jak sobie opisuję te wszystkie pychotki, to widzę, jak wiele smacznego pojawiło się u nas w ostatnich miesiącach. Jednym z nowych nawyków jest codzienne przygotowywanie posiłków w domu.
Nawyk przyszedł trochę z konieczności, żeby ograniczyć wydatki na jedzenie na zamówienie lub na mieście. Jednak codzienne zajmowanie się kuchnią weszło nam w krew i sprawia dużą przyjemność. W tej chwili codziennie robimy coś dobrego. Są to zarówno potrawy typu „coś z niczego”, jak i bardziej wysublimowane i zaplanowane, z wielu składników.
Zawsze uwielbiałam gotować, uwielbiałam się uczyć gotować, nie bałam się wyzwań. Od kilkunastu lat odżywiam się głównie wegetariańsko, choć czasem robię wyjątki. Miałam takie okresy w moim życiu, kiedy byłam na diecie wegańskiej albo nawet bliskiej witarianizmowi.
W tej chwili, jeśli gotuję coś fajnego, wrzucam to czasem do moich mediów społecznościowych, więc jeśli chcesz się czasem zainspirować, śledź mnie na Facebooku czy Instagramie.
Dziś, na przykład, gdy piszę ten tekst, na moim InstaStory można było zobaczyć, jak robimy nasze pierwsze wspólne pierogi ruskie. W dodatku wyszły doskonale!
Mieliśmy ostatnio więcej potraw, z których mogą być dumne nasze Mamy czy Babcie. :D Ukisiłam moje pierwsze ogórki (no dobra, to akurat wyszło średnio, bo dałam za mało soli – aromat doskonały, ale ze smaku nie jestem zadowolona), zrobiłam pierwsze w życiu racuchy (ze świeżym ananasem i orzechami włoskimi) i wspomniane wyżej dyniowe kluski śląskie.


Gotujemy bardzo dużo warzyw, czasem coś pieczemy, choć jest to ograniczone – nie mamy normalnego piekarnika, jedynie taki mały opiekacz. Uwielbiam też gotować wszelkiego rodzaju zupy (szczególnie z kaszą) i potrawy jednogarnkowe.
Moja Mama zawsze mówi, że w kuchni jestem artystką. I trochę tak jest. Jak zaczynam gotować, to czuję, jakbym tańczyła. Rozpoczynając, nigdy nie wiem, jak potrawa będzie wyglądać na końcu, jak smakować… A gdy ktoś pyta mnie o przepis, przeważnie mam problem, bo gotowanie jest dla mnie Wielką Improwizacją. Lubię przepisy, ale przeważnie jedynie się nimi inspiruję i dodaję ulubione przyprawy lub składniki.
Także gotowanie w ostatnich tygodniach jest absolutnie moim ulubieńcem. Kocham dobre smaki i czuję się doskonale, wiedząc, że dzięki temu lepiej dbam o moje ciało i zdrowie, a jednocześnie mogę tym uszczęśliwiać innych.
Nauka robienia i obróbki zdjęć
Tak, nauka sama w sobie przyniosła mi tego lata ogromną przyjemność i satysfakcję. Na obecnym etapie lepiej idzie mi obróbka niż ogarnianie lustrzanki. ;-) Ale dojdę i do tego. Natomiast nigdy wcześniej nie zrobiłam takich postępów w dziedzinie obróbki, jak tego lata, odkąd zainstalowałam Lightroom i postanowiłam go zrozumieć.
Hasła takie jak tinta, temperatura barwowa, balans bieli czy ekspozycja wydają się teraz proste i oczywiste. Nie znaczy to oczywiście, że pozjadałam wszystkie rozumy i już wszystko umiem. Ale wiem, co to znaczy i że mogę tych parametrów użyć w świadomy sposób, robiąc zdjęcia, lub je potem poddając obróbce. Wiedza ta okazała się być przydatna również wtedy, gdy pisałam artykuł o dbaniu oczu przed ekranem.
Nie wiem, jak mogłam żyć bez Lightrooma do tej pory. :P Jest moim zdjęciowym świętym Graalem, również w temacie porządków w zdjęciach. Ten etap jeszcze przede mną, ale wiem już, że Lightroom jest tym rozwiązaniem, którego szukałam.
Jeśli interesuje Cię ta tematyka, chętnie napiszę o tym conieco – podzielę się tym, co wiem i potrafię. Daj mi znać w komentarzu. W tej chwili sporo wiedzy czerpię m.in. z bloga Natalii Sławek Jest Rudo (gorąco polecam, odwiedź koniecznie, jeśli interesujesz się fotografią), przeróżnych tutoriali na YouTube i porad mojego Taty Marka, który pasjami fotografuje i słynie ze swoich pięknych portretów (większość moich ostatnich zdjęć tutaj zostało zrobionych przez niego i obrobionych przeze mnie – na nich zaczynałam moją naukę Lightrooma).
Robienie zdjęć i ich interpretacja w postaci obróbki to coś, co sprawia mi gigantyczną radość i satysfakcję. Kilkanaście lat temu robiłam zdjęcia czterdziestoletnią wówczas Praktiką. Był to czas stawiania pierwszych kroków w fotografii. Może kiedyś pokażę Wam te zdjęcia, bo były fantastyczne. Niektóre wywoływałam sama w ciemni. To były klimatyczne czasy. Potem długi czas miałam przerwę, brak aparatu itp.
Do zdjęć wróciłam dwa lata temu wraz z przesiadką na iPhone’a. Możesz się śmiać, ale ten maleńki aparat jest po wielokroć lepszy niż pierwszy aparat cyfrowy, jakim robiłam zdjęcia pamiątkowe mojej klasy przed maturą. Powrót do lustrzanki jest wyzwaniem. Ma więcej parametrów niż ten stary aparat analogowy. A jednocześnie morze możliwości. :)
Odkrywam też powoli obszar związany z video, nagrywaniem live, vlogów itp… wszystko jeszcze przede mną.
Obróbka potrafi diametralnie zmienić charakter zdjęcia. Oddać zupełnie inną atmosferę. Moim absolutnym ulubieńcem są oczy… Ponadto odczarowuję ostatnio fotografię czarno-białą, kojarzoną często z artykułami informującymi o śmierci znanej osoby. Zdecydowałam się na ten format na profilu naszych dwóch czarnych kotów – Hunckotowo. Efekty są różne, ale w końcu od tego jest nauka!
Widzę już coraz więcej, jakie parametry pomagają w uzyskaniu klarownego zdjęcia. Inspiracją do takiego schematu tego profilu było oczywiście umaszczenie Jeżynki i Hrabiego. Swoją drogą, fotografia zwierzęca jest niezwykle trudnym tematem, a już fotografowanie czarnych kotów (jak Jeżynka, u której kolorowe są tylko oczy – Hrabia ma przynajmniej kilka białych łatek) jest gigantycznym wyzwaniem. Za to efekty są warte pracy i nauki. A koty – jak powszechnie wiadomo – są niezwykle wdzięcznym obiektem do uchwycania na zdjęciach.

Wejście w świat blogerów
Ten nagłówek może brzmi nieco banalnie, jednak dla mnie jest to wyjątkowy czas. Cudownym czasem była konferencja See Bloggers, jednak najważniejsze działo się tak naprawdę wokół niej – przed i po. Dla mnie najistotniejszą częścią było spotkanie mnóstwa cudownych, kreatywnych ludzi. Niektórych osobiście, niektórych tylko w mediach społecznościowych czy na ich blogach.
Odkryłam takie osoby, o których nigdy wcześniej nie słyszałam, a które mają mnóstwo ciekawych, wartościowych rzeczy do przekazania. Mój Instagram spuchł od obserwowania nowych, ciekawych twórców. Dzięki hashtagowi #seebloggers znalazłam ich bardzo dużo.
Z kilkorgiem z nich się zakumplowałam i myślę, że są to znajomości, które zaowocują na dłuższą metę.
Niemniej, wzbudza mój ogromny zachwyt to, jak różnorodni jesteśmy i jak z każdej branży można tak naprawdę stworzyć ciekawy blog, vlog czy profil na Instagramie.
Obserwowanie innych twórców dodało mi skrzydeł i odwagi do tworzenia swojego. Do podążania po prostu swoją ścieżką. Widzę, że miejsca wystarczy dla każdego, bo każdy z nas jest wyjątkowy i niepowtarzalny. Te spotkania pomogły mi uwierzyć we własne możliwości.
Swoją drogą, chętnie zrobiłabym takie zestawienie tego, po co każdy z twórców robi to, co robi. Ciekawa bym była odpowiedzi, a Ty?
To moje przeboje lata 2017 przez różowe okulary. Napisz, czego Ty doświadczyłaś(-łeś) w tym czasie, co było dla Ciebie pozytywne, co Cię zaskoczyło lub zachwyciło?
Dla mnie faktycznie jest tak, jak napisała u siebie Kasia – próba znalezienia tych rzeczy była doskonałym ćwiczeniem na zobaczenie szklanki do połowy pełnej.
?
Asia